5 czerwca 2013

# Tusz Maybelline Rocket Volum Express

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...Po wczorajszej zumbie i lekkim bieganiu na bieżni czuję, że żyję. Dało mi to okropny wycisk, ale tak uwielbiam tańczyć i skakać jak dziecko, że dało mi to nie tylko zastrzyk energii ale też endorfiny. I pobyt na siłowni zainspirował mnie do kupna sportowych topów (koniecznie jakiś laserowych), legginsów typowych do ćwiczeń i innych gadżetów, typu opaski, potówki, itd, ale... wszystko w swoim czasie. Mam nadzieję, że pod koniec tygodnia wrzucę wam mix zdjęć z ostatnich zakupów "ciuchowych", bo czas odświeżyć szafę. A dziś, jak wspomniałam w tytule, kolejna recenzja, tym razem tuszu do rzęs.

____________________

Tusz dostałam w paczuszce urodzinowej od mojej przyjaciółki ( :* ). Jest to jedna z nowości od firmy Maybelline. Mogę stwierdzić, po latach używania tego typu kosmetyków, że moim faworytem są tusze właśnie z tej firmy, a fluidy od konkurencyjnej... od Rimmela. Do rzeczy. Tusz często spotkacie po promocyjnych cenach, w granicach 20 pln do 25 pln, bodajże. Wszystko zależy od danego sklepu.
Opakowanie, jak same widzicie, całkiem przyjemne, kolory pomagają w łatwym "wyczajeniu" tuszu na dnie kosmetyczki czy torebki. Pojemność to 9.6 ml. Szczoteczka jest silikonowa.



Zapach i konsystencja typowa dla tuszów, niczym się nie odznacza, nie ma duszącego zapachu. 
Producenci nie podali składu (rzadko to się zdarza na tuszach), także nie wiem jak sprawdzi się u typowych wrażliwców, bo wiem, że tusze stworzone pod takie wymagania są specjalnie odznaczone. 


Szczoteczka również niczym się nie wyróżnia. Jest wiele innych, które zadziwiają/zachwycają kształtem, a ta jest taka normalna, jak to silikonowa szczoteczka, gdzieś tam odstaje, gdzieś jest mniej :) A jak myślicie? Czy taka niepozorna może zdziałać cuda? Za chwilkę same ocenicie. 
Tusz ma w zamierzeniu sprawić, by nasze spojrzenie było powalające, pełne objętości rzęsy, a my kusimy spojrzeniem, tak, dokładnie, jak panie z reklamy prezentujące tego typu kosmetyki. Aplikacja sama w sobie jest łatwa, jednak niektórych może drażnić to "mizianie" igiełek szczoteczki, bo jest to odczuwalne, ale da się szybko przyzwyczaić. Jednak w przypadku szczoteczek silikonowych musimy nieco się namachać, by uzyskać ten zniewalający efekt, ponieważ należy nałożyć więcej warstw tuszu. Wciąż malujemy i malujemy. Jak za każdym razem, zaaplikowanie od dwóch do czterech warstw da nam lekki efekt, a więcej... być może spektakularny. Niestety tusz ma jedną wadę, a mianowicie, odbija się na powiekach po kilku godzinach, a rzęsy lekko opadają (ale to już zauważyłam przy tuszach, które mają nadawać objętość i je wywijać ku górze/podkręcać). Kiedy ocenicie efekt, same odpowiecie sobie na pytanie, czy pomimo tejże wady warto wypróbować go na swoich oczętach. 


Dzisiejszy look nie był staranny, mało czasu poświęciłam na rzęsy, dlatego efekt nie powala, może będę edytowała ten post i zobaczycie jakie cuda potrafi zdziałać ten tusz. A powyższe zdjęcie to tak delikatnie pomalowane nim rzęsy. (przepraszam za jakoś i za moje przerażające oczy, ale ze względu na światło rogówka uległa zmniejszeniu i tak widać soczewki, w rzeczywistości tak nie jest/ btw. zakochałam się w tych niebieskich oczach i chyba z nich nie zrezygnuję :)


xoxo


1 komentarz:

  1. Mam i go sobie chwalę. Lubię ciemne i podkreślone rzęsy, a zarazem ładnie wydłużone. :)

    OdpowiedzUsuń